Mieliśmy swego czasu w Katowicach taki kawał: „zawsze rób tak, chyba że Honda”. Ewentualnie, wersja przeciwna: „nigdy tak nie rób, chyba że Honda”. I można przy tym zapomnieć, że gdyby nie styl Honda, być może nie mielibyśmy kyudo takiego jakie dziś mamy. Oczywiście, pewnie ktoś w Japonii dalej by strzelał z łuku japońskiego, ale nie byłoby uniwersalnego stylu. Lub powstałby później. I mniej więcej to było głównym mottem wydarzenia: „Honda-ryu, źródło nowoczesnego kyudo shomen”, które odbyło się w Krakowie od 22 do 24 marca, a które poprowadził sensei Jeff Humm z londyńskiego White Rose Kyudojo.
Piątek, 22 marca, dzień I
„Kyudo zaczyna się od ukłonu”. Chyba że Honda. No nie, aż tak dziwnie w tej Hondzie to nie ma, żeby się nie kłaniać, ale mniej więcej tak wyglądało rozpoczęcie zajęć w piątek. Zajęcia zaczynały się po południu, dla większości osób dzień poświęcony był na dotarcie na miejsce, przywitanie się z wszystkimi, pomoc w rozkładaniu sprzętu i takie tam. I gdy w końcu sensei Humm przyjechał, padło na wejściu hasło „strzelamy” i to właśnie zrobiliśmy. Po chwili, gdy nauczyciel do nas dołączył na sali, zaczął udzielać pierwszych indywidualnych instrukcji. Gdzieś tam po drodze były pierwsze ogólne wskazówki do wszystkich. Główną z nich było, byśmy czerpali przyjemność z kyudo. Niestety, trzeba się trochę nad tym napracować, bo ta najbardziej oczywista przyjemność: trafianie, nie trwa długo. Są jednak inne źródła przyjemności, jeżeli tylko postawi się sobie odpowiednie zadania.
Ciekawe pytanie, wprost nawiązujące hasła imprezy, a o którym wspomniałem też pisząc trzecią część hondowego tryptyku z 2023 roku: skąd się wzięło strzelanie shomen [podnoszenie łuku centralnie przed sobą] u Toshizane Hondy, skoro widywano go wcześniej strzelającego shamen [podnoszenie łuku po lewej stronie] ? Są przesłanki, że jako lekarz dostrzegł związek między bólem prawej ręki a formą shamen. Prawej ręki, która wszakże ma pracować choby ten pachołek na brzegu, przez łódź z nurtem rzeki ciągniony, więc ważną ręką jest, szkoda ją popsuć shamenem. Ale to mogły być indywidualne odczucia, więc przed porzuceniem shamen uchiokoshi skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą.
Było też kilka słów o genezie takich ruchów jak wkładanie rękawa kimona w hakamę, trzymanie drugiej, albo i trzeciej oraz czwartej strzały w dłoni czy daisan [etap pośredni napisania łuku] . I wniosek w tych kilku słów mógłby być kontrowersyjny: jak nie chcemy czegoś robić i ustalimy, że nie chcemy, to nie musimy. Doradzałbym jednak ostrożność na egzaminach. Zaś u kilku osób skorygowano też zatykaną za hakamę otoyę [druga w kolejności strzała] , na której błędne zatykanie najwyraźniej się nie umówiły, więc można było korygować.
Sobota, 23 marca, dzień II
Dzień zaczęliśmy od przeglądu hondowych i ANKF-owych [All Nippon Kyudo Federation – w dużym uproszczeniu, współczesny styl kyudo] form. Każdą z nich prezentowała grupa wybrańców. Było ryakushiki, było kumitachi, a potem zrobiło się ciekawie. Ogłoszono jednoczesną prezentację kuriomae (Honda) i hitotsu mato (ANKF) – czyli wariantów strzelania do jednego celu, z rotacją strzelców. Oczywiście, rozsądna osoba wykorzystałaby tę okazję do przyjrzenia się różnicom, podobieństwom itp. Ja potraktowałem to jako wyścig. Więc jak myślicie, która grupa skończyła szybciej?
Grupa kuriomae dysponowała nie lada atutem na start: 78-82 takty na sekundę, podczas gdy hitotsu mato ma 68-72 takty. Liczbowo widać, że chodzi o 10 różnicy, ale jak pokazać tę różnicę prawdziwym życiem? Zatem jest to taka różnica jak między „Tworami Promoeteusza op. 43” Beethovena a „Nokturnem nr 4 Es-dur op. 36” Gabriela Fauré. Zbyt mało życiowy przykład? „No woman, no cry” Boba Marleya kontra „Don’t worry, be happy” Bobbyego McFerrina przemawia? No, ale my tu gadu gadu, a tymczasem co się dzieje, grupa hitotsu mato szybciej wstaje z ukłonów na sadamenozie, podczas gdy kuriomae jeszcze tkwią na daiichi hikaesen (podpowiedź, chodzi o to samo miejsce, miejsce ukłonów w bardziej ceremonialnych formach)? Co to się stało? Odkładanie łuku i strzał się stało. Ekipa hondowa wstała z seizy dopiero gdy ANKF-owcy kłaniali się do mato [tarcza] . Błędy techniczne po stronie ANKF-u sporo ich kosztowały, bo rozdziewanie się z kimon i wiązanie rękawów obie grupy zakończyły mniej więcej w tym samym momencie, z tym, że ekipa kuriomae była już w tym momencie na shasen, a ekipa hitotsu mato musiała jeszcze przejść z honzu na shai (ponownie, shasen = shai, linia strzału). Ostatecznie omae [pierwszy łucznik w grupie] zwolnili pierwszą strzałę z różnicą czterech oddechów [ dla uściślenia, chodzi o oddechy obserwatora, bo strzelający mieli różne tempa] różnicy na korzyść Hondy. Co ciekawe, zawodnicy niban [druga w kolejności] zrównali się w ashibumi [rozstawienie stóp, pierwszy etap przygotowania do strzału] – omae ANKF zyskał kilka sekund mogąc od razu wycofać się na honzę, podczas gdy hondowcy przed udaniem się na daini hikaesen muszą się schylić po leżącą na podłodzę strzałę – niby prościej ją walnąć o podłogę, ale ktoś musi ją potem podnieść. Aha, jeżeli jeszcze nie złapaliście tej reguły, honza = daini hikaesen, linia oczekiwania. Przy zwolnieniu cięciwy nibanów był jeden oddech różnicy na korzyść hitotsu mato. Przy ochi [ostatni łucznik w grupie] ta różnica wynosiła już dwa oddechy, a byłoby i więcej, gdyby nie krótkie kai [etap napięcia łuku bezpośrednio przed strzałem] w ekipie kuriomae. Czy ta różnica będzie się tylko pogłębiać na niekorzyść Hondy? Niekoniecznie, bo po kolejnym strzale omae wciąż pozostały dwa oddechy różnicy na korzyść ANKF-u, ale już niban ANKF strzelił 4 oddechy wolniej niż Honda. Co się stało? Dużym plusem okazał się brak drugiego tsurushirabe i yashirabe, czyli spojrzeń na cięciwę i na cel: mówiąc wprost, całe strzelanie w Hondzie opiera się na założeniu, że między pierwszą a drugą strzałą cel nie będzie próbować uciekać i zostanie tam, gdzie się go widziało wcześniej. Założenie dość kontrowersyjne ma polu bitwy, ale zaskakująco działa wobec okrągłych kawałków papieru. Jakby jednak kawałek papieru był wyjątkowo podatny na uciekanie, w Hondzie znacznie częściej patrzy się na mato, więc można w razie czego jego pozycję monitorować. Ostatnia strzała ze strony kuriomae została wystrzelona jeszcze przed monomi [spojrzenie na cel przed unoszeniem łuku] hitotsu mato. W momencie gdy poleciała ostatnia strzała ANKF-owców, wszyscy hondowcy byli już ubrani/rozwiązani. Kuriomae zakończyło się (tj. omae przekroczył próg wyjścia) w momencie gdy w hitotsu mato następowało dopiero zakręcanie na sadamenozę. Czyli jeżeli ktoś uzna, że skoro w kyudo nie chodzi o celność, to pewnie chodzi o szybkość, to Honda jest dobrym stylem by zacząć. Ale czuję się zobligowany dodać, że o szybkość też w kyudo nie chodzi.
Wróćmy do sensownych rzeczy. Na koniec tej części programu, Jeff zaprezentował nam solową formę ijarei.
Oczywiście, nie robiliśmy tego wszystkiego tylko po to, by się pochwalić, że umiemy. Robiliśmy to po to, by pokazać gdzie mamy problemy i gdzie popełniamy błędy. Lub by pokazać osobom bez doświadczenia hondowego czym właściwie się zajmujemy. Bo jeszcze nie wspomniałem, ale była to impreza otwarta dla reprezentantów wszystkich szkół, którzy może chcieli poznać styl Honda, a może po prostu byli ciekawi historii współczesnego kyudo. Tak czy inaczej, nie mogło zabraknąć uwag i korekt. Od synchronizacji obrotów strzał i wstawania, po ustawianie daisan odpowiednio wysoko. Detale mieliśmy okazję przepracować wykonując dziewięcioosobowe kumitachi. A właściwie 3×3, bez użycia daiichi hikaesen – bo tak się umówiliśmy.
Jednak najcenniejsze porady odnosiły się do tego, co robić, gdy kiza [pozycja półsiedząca] zbyt boli. Odpowiedź: iść na zakupy. Dokładniej, iść na mentalne zakupy. Wyjść z siebie, stanąć obok (de facto półsiąść obok), wstać, opuścić shajo [część dojo z której się strzela] , pójść do najbliższego sklepu, zabrać wszystko co nam jest potrzebne np. na kolację czy na cały tydzień, wrócić do shajo (zostawiając zakupy za progiem) i znów wejść w siebie. Jeżeli to dobrze zgraliśmy, akurat będzie nasza kolej by wstawać. Jeżeli się spóźniliśmy, to niestety opóźnimy swoją kolejkę – pod żadnym pozorem tego nie wolno zrobić. O ile pokażemy swą wytrwałość, to wystawimy koleżanki i kolegów z zespołu na długie siedzenie w kizie. Podpowiedź: idąc na mentalne zakupy, mamy wpływ na odległość od sklepu, długość kolejki itp., więc przy odrobinie wyobraźni da się skonstruować odpowiednio długą wyprawę.
A jeżeli ktoś nie jest dobry w wyobrażanie sobie sytuacji prawdziwego życia, może trzeba zająć umysł czymś bardziej abstrakcyjnym? Na przykład matematyką. Spójrzmy na strzałę, na tych aluminiowych często jest jakaś liczba, np. 2014. Pierwsze dwie cyfry to zewnętrzna średnica, ostatnie dwie to grubość powłoki. To są jednak sprawy techniczne, a nam chodzi o matematyczne. Siedząc w kizie, można sobie tę liczbę w pamięci rozłożyć na czynniki pierwsze. Czyli ustalić jakie liczby pierwsze przemnożone przez siebie dadzą tę liczbę. Takie 2014 to 2x19x53, czym właśnie popsułem sobie narzędzie czekania w kizie, bo teraz nie będę musiał spędzać kilkunastu minut na sprawdzaniu kolejnych liczb pierwszych, skoro już wiem jaki jest wynik. Czyli jednak będę musiał iść na zakupy, może po nowe strzały z innym numerem. Są jeszcze np. modele 1912 [2x2x2x239] , 1913 [liczba pierwsza] czy 2015 [5x13x31] … chyba znów sobie popsułem zabawę.
Kolejne cenne porady uwzględniały rzucanie strzał (o podłogę, nie do mato) i ich podnoszenie z szacunkiem oraz uważność w kopiowaniu zachować wysokich rangą senseiów – nie wszystko co pokazują jest częścią formy, a np. wolniejsze ruchy mogą być kwestią wieku, a nie ustalonych reguł.
Nie zapominajmy też o rozróżnieniu między samurajskim a chłopskim sposobem podwijania nogawek hakamy.
Niedziela, 24 marca, dzień III
Jeszcze przed rozpoczęciem zajęć, mogliśmy zobaczyć kilka dziwnych wariantów ashibumi, od dość szerokich, że bardziej się nie dało, po wykonywane dłońmi na drabinkach, z resztą ciała prostopadłą do tychże drabinek. Dla bezpieczeństwa, nie umówiliśmy się na stosowanie takich form później.
Dużo z tego co robiliśmy podczas tych warsztatów, było wprost ze szkoły Honda. Ale pamiętajmy, że mieliśmy mówić o Hondzie także w konktekście wpływu na inne style. Lub wpływów innych stylów na Hondę. W tym przypadku mowa o osobie Toshizane Hondy, który ćwiczył m.in. styl bishu chikurin. To czemu by sobie nie obejrzeć jak to bishu chikurin wyglądało? Sensei Humm zaprezentował tę formę, a później posłuchaliśmy o ogromie pracy jaki Toshizane Honda włożył w badanie dawnych technik strzeleckich. I o przyszłości, która może czekać ten styl, biorąc pod uwagę, że tytuł soke, głównego zarządzającego szkołą, jest dziedziczny.
Cechą wszelkich treningów fizycznych jest to, że myśleć można o mniej więcej jednej rzeczy na raz. A w kyudo mamy mnóstwo rzeczy do poskładania w spójną całość. Więc trzeba najpierw w pomocą myślenia dopracować jedną, ustawić ją na mentalnym automacie, a potem myśląc dopasowywać do niej kolejną. I z tym przesłaniem, rozpoczęliśmy serię ćwiczeń, gdzie najpierw koncentrowaliśmy się na stopach, potem palcach stóp, potem kolanach i pod żadnym pozorem nie można było skupiać się na innych elementach, nieważne jak genialna myśl o poprawie tenouchi przyszła nam do głowy.
Wspomniałem ostatnio, że nie wszystko w kyudo jest opisane w podręczniku, a próby zapytania nauczyciela jak postępować w zawiłych przypadkach nie zawsze przyniosą dobrą odpowiedź. Zresztą, każde pytanie możemy rozbudować o kolejne utrudnienie, o kolejne „a co jeżeli…”. Weźmy taki przykład: co się stanie, jeżeli upuścimy strzałę? Trzeba ją podnieść. A co, jeżeli upuścimy jeszcze łuk? Trzeba najpierw podnieść łuk, potem strzały. A co jeżeli jeszcze pęknie nam cięciwa? I łuk poleci poza granice shajo? I to Honda, strzelaliśmy hayę, czyli przed nami leży jeszcze otoya (kolejna wada rzucania przed siebie strzał)? I to dalej Honda, więc całe to łażenie robimy w pozycji klęczącej, czyli za pomocą koshiko? I to wciąż jest Honda, więc na koniec musimy odwiązać rękawicę trzymając w niej strzałę? Widzicie, zawsze można dodać kolejne utrudnienie. Więc zatrzymajmy się w tym momencie, bo właśnie taki scenariusz sensei Humm nam zaprezentował. A żebyśmy i my coś sobie z tego poćwiczyli, było kilka seryjek koshiko, tam i z powrotem.
Potem przyszło spojrzenie w przeszłość. Pewnie, łuki na polach bitwy, odstraszanie demonów, bardzo fajnie, ale łuk to w Japonii był też symbol statusu. I to co tak naprawdę robimy, to bawimy się w szlachtę. Więc została przedstawiona scenka, jak to jeden szlachcic przychodzi do księżniczki i przemieszcza się w tym koshiko, by nie podejść za blisko, by nie wystawać za wysoko w górę, bo ochroniarze tylko czekają by ściąć mu łeb.
Na koniec notatek kilka punktów o ściąganiu i zakładaniu rękawów, w tym za pomocą półlegalnych środków rzepujących.
I w końcu finał finałów, ostatnie kumitachi, wykonane przez specjalnie wybrany skład, przez osoby, które najlepiej prezentowały się podczas całych warsztatów. Byli to Amadeusz, Monika, Maks, Dominika i Kacper – a dla niektórych był to pierwszy poważny kontakt ze szkołą Honda.
Tyle było z tego hondowania w Krakowie. Jest już termin kolejnego, ale na razie to przemilczmy. Bo w tym roku będzie się działo…